środa, 4 marca 2015

Optymistka z blokowiska......

 ...czyli dlaczego nie ulegam stereotypom :)

Właściwie jeszcze nie wskakuję na blogosferowe wysokie obroty.... Mój "dostęp" do sieci bywa nadal czasami zaburzony, a czasem wcale go nie ma.
Jednak po trzech miesiącach życia w nieco innych warunkach "klimatycznych" niż dotychczas nie mogłabym nie podzielić się z Wami pewnymi spostrzeżeniami.
Pamiętacie jak pisałam, że życia na wsi nie zamieniłabym na inne? Otóż- zamieniłam. I choć czasem brakuje tego, co najbardziej we wsi kochałam- staram się czerpać radość z miejskich uroków.
Blokowisko..... Brr - jak dla mnie nazwa straszna, no bo z czymże to się kojarzy? Tony betonu, bure bloki z obdrapaną elewacją, fetorkowate śmietniki i wałęsające się na spółkę z wyliniałymi kotami, wrzeszczące i skaczące po trzepakach dzieciaki..??!! Hmm.... zalatuje nieco PRL-em, ale wśród niektórych moich "wiejskich" znajomych takie właśnie przekonanie nadal panuje.
Czas położyć kres mylnym stereotypom- elewacja odnowiona, beton owszem, jest, ale poprzetykany zielonymi skwerkami z ławeczkami i przyjaznymi dzieciom placami zabaw, kociska odkarmione i w ilościach "do zaakceptowania", a dzieci grzeczne i przeurocze. Sąsiedzi sympatyczni a brak rozległej wiejskiej przestrzeni jest rekompensowany wszelkimi ośrodkami handlu, komunikacji, kultury i rozrywki będącymi "tuż za rogiem". Słowem- da się żyć.
W niedawnej rozmowie z koleżanką, która samą siebie określa jako "baba ze wsi" poruszyłyśmy temat...hmm... no nazwijmy to...miejskiej młodzieży. Z doświadczenia wiem (wychowywałam się na niewielkim osiedlu), że czasem bywają to osoby dość...problematyczne.
Zamknij oczy. Słyszysz "blokers". Co widzisz?
........krok w kolanach, daszek na bakier, mina "bez kija nie podchodź" a tle graffiti, puste puszki i ew. jakiś dymek z "marysi"???
No to źle widzisz. Za wąsko. Za blisko.
Moi.. hmm... koledzy z dzieciństwa faktycznie najczęściej widywani byli na zdewastowanym przez siebie przystanku PKS z puchą w łapce, petem w drugiej, urządzający sobie zawody w pluciu na odległość, albo w przejeżdżające auta. No, ale przynajmniej elokwencji nie można było im odmówić- potrafili odmienić większość znanych przekleństw i wulgaryzmów przez wszystkie możliwe czasy, osoby i przypadki... Zdolniachy. Może dlatego trochę obawiałam się wieczornego wyjścia do sklepu oddalonego o rzut beretem, czy przemaszerowania obok grupki okupującej przyblokową ławeczkę.
Ale.... no coż- znów nie trzeba kierować sie stereotypami.
Kilka migawek dla wyjaśnienia:
     Wieszam pranie na balkonie. Pode mną, na chodniku trzech dryblasów gasi papierowy i zaczyna kiciać. Zn. się "kici kici kici"- na kota. Zbiegło się trochę tego inwentarza- pomyślałam, że wejdę do środka, bo nie chcę patrzeć na znęcanie się nad zwierzętami..... A panowie wyjęli z kieszeni kocią karmę i dalejże zachęcać stworzonka do jedzenia. Po czym.... Pogłaskali najbliżej stojące kociska i poszli do domu.
      Palę papierosa przed blokiem. Nieco chybotliwym krokiem, z psem na smyczy zmierza ku mnie ze trzy razy ode mnie większy "chłopiec", torba z zakupami, na wierzchu butelka piwa. Idzie do mojej klatki. Zahaczył mnie tą torbą. I co usłyszałam? "Przepraszam PROSZĘ PANI (hmm....czas na botoks? ;)), wszystko w porządku?". Z krzywym usmiechem wybąkałam, że OK, więc wcisnął guzik na domofonie: "No, mamuś, otwórz- wpuszczę tylko Demona (pies chyba....) na górę i lecę, pani Xińskiej zakupy zrobiłem to podrzucę od razu". Yyyyyy.... bez komentarza.
     Wracam z pracy. Obok kościoła, bo po drodze mam. Na tablicy ogłoszeniowej młody duchowny wiesza jakąś informację, a z naprzeciwka zmierza kilku przedstawicieli w/wym grupy, subkultury czy jak to tam zwać. Coś tam gadają między sobą, czapeczki a'la 50Cent zasłaniały im prawie twarze, łapunie w kieszeniach.. Mijają kościół i księdza.... I? Czapki z głów, piękniutko się przeżegnali i dobiegło mnie "Szczęść Boże, co tam u księdza?" Hmm.....
    Chcieliśmy z mężem wnieść na drugie piętro pewien upierdliwy mebel- na płasko nie zmieścił się w drzwiach, a na stojąco we dwóch za Chiny się go nieść nie dało. Z góry schodziło właśnie trzech młodych panów w charakterystycznych strojach. Jak zobaczyli, że się na klatce ze ślubnym i tym balastem nie wyrabiamy, rzucili się pomagać, wyrzucając mnie właściwie do mieszkania, że to nie dla mnie. Szybciusieńko wytachali na górę. Poprosiłam, żeby postawili mebelek pod drzwiami,  bo musimy z mężem jeszcze łóżko przesunąć i żeby weszli - może piwa się napiją( nieco głupawo było mi kompocik proponować)? No to weszli. Zdjęli czapki. Wytarli buty. Rzucili się łóżko przesuwać. Wnieśli kolosa i ustawili na swoim miejscu. Po czym podziękowali za piwko, bo jeszcze wcześnie, a wieczorem jeszcze "jeden musi brata popilnować, drugi idzie na "nockę" bo ma dyżur (nie dosłyszałam gdzie), a trzeci po mamę do pracy podjedzie, bo coś zimno dzisiaj".... Boże. Ja chcę więcej! Mogą mnie sami tacy ludzie otaczać!
    A stereotypy? Niech się idą paść! Pamiętajmy Kochani, że stereotypy mylą :)!

Pozdrawiam Was serdecznie, 
Wasza (nie)perfekcyjna :*

sobota, 22 listopada 2014

Się tłumaczę.....

....z nieobecności.

Moi drodzy!
W odpowiedzi na Wasze pytania gdzie też mnie wcięło, co się ze mną dzieje i czemu nie ma mnie w blogowym świecie- oznajmiam, że wpisy na blogu do czasu naszej mającej odbywać się "na dniach" przeprowadzki prawie, że "na swoje" ;) zostaną zawieszone... Ze względów technicznych- bo w ferworze pakowania, segregowania i przenoszenia rzeczy są momenty, że nawet nie mogę dotrzeć do komputera :)
Obiecuję, że nie potrwa to długo, a kiedy już ostatnia filiżanka zostanie ustawiona w szafce, a firanki zawisną w oknach- mam nadzieję znów dzielić się z Wami tym co dla mnie piękne i ważne...
Kochane (i Kochani:)) trzymajcie za nas kciuki!

A dla dosadniejszego wyjaśnienia gdzie się ostatnio podziewałam, odsyłam do  krótkiego fotograficznego streszczenia  warszawskich Targów Obuwia Polshoes, które z racji wykonywanego zawodu "zaszczyciłam" swą obecnością :)
Zainteresowanych zapraszam TUTAJ

Pozdrawiam serdecznie 
Wasza (nie)perfekcyjna :*

niedziela, 9 listopada 2014

Spóźniona...

...jestem. Wszędzie właściwie- na blogu, z szydełkiem i niektórymi planami...

Chorujemy. Tak dokładnie to tylko mój Pierwszoklasista choruje, ale udziela się nam wszystkim.
Gdzieś pomiędzy pracą a syorpkami, pomiędzy obiadem a podawanymi chusteczkami, pomiędzy termometrem a resztą domowników staram się ogarnąć, realizować własne plany i nie paść :)
Wychodzi różnie, ale jestem!
Na razie najwięcej czasu pochłania nam uzupełnianie szkolnych materiałów i zaległości- dajemy radę, choć jest tego ogrom.
Spełniamy się też twórczo- a jakże!
Jeśli o nasze dłubanki chodzi, pozostajemy nadal w klimatach marynistycznych ( dla niewtajemniczonych zapraszam  TUTAJ)
Szkoła niesie ze sobą całą masę notatek, informacji, "niezapominajek"... Tablica korkowa w tej sytuacji bywa bardzo przydatna, my jednak postanowiliśmy stworzyć coś innego...

....oczywiście nawiązującego do morza. Wykorzystaliśmy pocztówki i nadmorskie skarby w postaci muszelek, kamyków i bursztynów. Na sznurkach za pomocą zwykłych biurowych spinaczy mocujemy karteczki z ważnymi notatkami i już nie ma obaw, ze pamięć nam zaszwankuje :)


Jesień sprzyja zarówno długim spacerom, jak i "zwlekaniu" do domu wszelkich jesiennych dobroci; liści, gałązek, kasztanów... Wprawdzie chwilowo zmuszeni zostaliśmy do zaprzestania naszych włóczęg, ale nawet z wyprawy do lekarza udało się nam przytaszczyć niemały bukiet złotych liści. Problemem stało się tylko ich ładne wyeksponowanie......


....postaraliśmy się więc o wazonik. 





 Żeby się nie wyróżniał- dostał ubranko jakiego nie powstydziłby się najprawdziwszy marynarz :)


Udało mi się nawet znaleźć chwilę na obejrzenie pewnego kinowego hitu w telewizji!! Fascynujący! Pod ręką miałam akurat kartkę i długopis i tak się wczuwałam w to oglądanie.......


...że mi niechcący takie "cuś" wyszło :)

Telewizja to jednak morderca czasu ....
Ech...
Jak to moja szefowa powiada: "Zawijam kiecę i lecę". Doba ma niestety tylko 24 godziny :)

Pozdrawiam Wszystkich serdecznie 
Wasz (nie)perfekcyjna :*

piątek, 31 października 2014

A światłość wiekuista.......

.....niechaj Zmarłym przyświeca. Nie tylko w dniu 1. listopada......

Mniej więcej w co drugą niedzielę jesteśmy w naszej rodzinnej miejscowości. Jako wierzący- także na Mszy. Potem odwiedzamy parafialny cmentarz.... Długi spacer pełen zadumy nad kruchością ludzkiego życia, pełen refleksji nad tym, co czeka nas po drugiej stronie. Coraz dłuższy.... Bo coraz więcej grobów do odwiedzenia przybywa. A nad każdym chciałoby się pomodlić, nad każdym na trochę zatrzymać i powspominać. Z Babcią przecież tak niedawno się śmiałyśmy..... Chorej Cioci wydawałoby sie dopiero co poprawiałam poduszkę... Przekomarzaliśmy się z Wujkiem..
Tu- Kolega męża ze szkolnej ławy- 25 lat, zmarły tragicznie.... A tu Sąsiadka, rozmawiałyśmy- zdawałoby się że wczoraj- o rozpoczęciu roku szkolnego i dzieciakach....
Gdzieś położymy kwiaty, gdzieś zapalimy znicze....
Dzień Wszystkich Świętych powinien być czasem szczególnej modlitwy za Zmarłych, czasem uczestnictwa w nabożeństwach, nawiedzania cmentarzy... A czym jest? Krótko- wielką rewią mody, peanem na cześć komercjalizmu i konsumpcjonizmu. Nie będę się powtarzać- genialny, obszerny artykuł na ten temat znajdziecie u Arcadii.  
Piękny, nawiązujący do tematu utwór umieściła też Basia na swoim blogu.
Ja przytoczę pewne zeszłoroczne zdarzenie. Na jednym z cmentarzy, w dniu 1. listopada, czteroosobowa rodzinka stoi nad grobem- pewnie kogoś z rodziny. Mama i tata skupieni, kilkuletni synek widocznie znudzony, ale grzeczny. Córka- lat naście wyraźnie zniecierpliwiona co rusz zerka w wyjęty z kieszeni wyświetlacz telefonu i poklikuje w tempie światła. Matka upomina- raz... drugi... Wreszcie nie wytrzymuje i wypala szeptem w dziewczęce ucho: "Dosyć! Zamknij oczy. Wyobraź sobie przyszłość! Za kilkadziesiąt lat to Ty, tak jak każdy leżysz w grobie i czekasz na miłosierdzie i modlitwę, a Twoi bliscy mają to gdzieś i w najlepsze smsują i bawią się telefonem!!"
Brutalne? No, może- ale podziałało!!!

Zastanówmy się więc co w tym dniu ( i nie tylko) jest najważniejsze. 

Ja na razie kręcę i kręcę i kręcę.... wianki na groby. Takie kojarzące mi się z naturą, z prostotą i trochę z minionymi czasami....Pachnące, z prawdziwych gałązek... Tylko kwiaty daję sztuczne- nie cierpię ich, ale w porównaniu z żywymi, np. chryzantemami zachowują ładny wygląd o wiele dłużej.
Właściwie to jestem na półmetku, nawet korzystając ze słonecznej pogody uwieczniłam część na zdjęciach i już chciałam dodać je do tego wpisu....ale adapter do karty się zapomniał od Mamy...
Dzisiaj więc bezzdjęciowo :)

Kochani, w tym nadchodzącym czasie, tak szczególnym, chcę Wam życzyć przede wszystkim spokoju, byście znaleźli chwilę na refleksję, na odpoczynek.... Podróżujcie szczęśliwie- chyba lepiej nie zdążyć na Mszę, na cmentarz, czy umówione spotkanie, niż nie dotrzeć tam wcale...


I mała errata: udało mi się skopiować zdjęcia do gratopodobnego urządzenia kompem zwanego i oto są:






Pozdrawiam serdecznie, 
Wasza (nie) perfekcyjna :*

poniedziałek, 27 października 2014

Trochę jesiennych inspiracji....




...czyli moje "must have" tego sezonu. Zawsze kojarzyło mi się to z modą, odzieżą i dodatkami- więc jak zwykle postaram się złamać stereotypy :)

 Oczywiście poniższe zdjęcia pochodzą z niesamowitej KOPALNI POMYSŁÓW, gdzie zaglądam kiedy tylko mam jakąś wolną chwilkę... :)

 
Szarlotka , bez której niedzielne popołudnie nie byłoby prawdziwie jesienne.



 
Tak, tak tak!!!... My też wykorzystamy skarby jesieni, by upiększyć nasze otoczenie.....


.....ale najpierw należy duuużo spacerować, by te skarby zdobyć :)




I takie........                                                   i takie.......


......o- i takie "cosie" też mamy w planach!!



Nadchodzący listopad rozpoczyna się od Wszystkich Świętych- czasu, w którym odwiedzamy i upiększamy groby naszych bliskich Zmarłych.. Myślę jednak, ze tak jak w Kościele cały miesiąc poświęcony jest Ich pamięci, to i my powinniśmy polecać Ich w myślach i modlitwie nie tylko w tym jednym świątecznym dniu...

I chyba nawet nasza pamięć i modlitwa jest dla tych Duszyczek ważniejsza, niż dziesiątki palonych zniczy i kwiatowych wiązanek, które prędzej czy później zniszczeją.....



Źródło: Grafiki Google

Oczywiście w odpowiednim czasie na naszym balkonie zawiśnie flaga..... Bo to dla nas ważne, bo czujemy się Polakami, bo mamy co świętować i chcemy nauczyć patriotyzmy następne pokolenie....




Dodaj napis

Aby trochę jednak wkraść się w kanon- jakąś modową zachciewajkę też mam!

Jako że coraz chłodniej, czapa musi być:) W tym wzorze totalnie się zakochałam i staje się on moim jesiennym wyzwaniem szydełkowym :) I będę ową czapkę musiała jakimś cudem wcisnąć pomiędzy dziergane gwiazdki i aniołki....




Nie jestem osobą przesadnie  zorganizowaną, ale odkryłam coś, dzięki czemu swoje nieco oględnie zarysowane plany mogę upchnąć w jednym miejscu. A dodatkowo tworzenie takiej "karty kalendarzowej" stało się dla mnie wielką frajdą :) Pomógł mi w tym pakiet Open office z niezawodną do takich celów zakładką rysunkową :)
Wydrukowana karta wisi sobie obok kalendarza ściennego, więc łatwo mi zsynchronizować plany z datami. Widzę też, że mamy większą motywację do działania.. Nie ma już "Tak, tak wybierzemy się do Was.... KIEDYŚ". Teraz mamy jakno określony cel: w listopadzie jedziemy do XXX, na początku miesiąca dopasowując to do zawodowych grafików wpisujemy datę i ....jedziemy :)

Tak ogólnie przedstawia się mój listopad, nie uwzględniając w nim planów dot. pracy zawodowej... 
Bardzo z przymrużeniem oka- ale to mnie właśnie cieszy ;)


Grzejąc łapki kubkiem herbatki pozdrawiam Was Wszystkich serdecznie w ten zimny, nieco mglisty, ale jednak momentami słoneczny- jesienny dzień, 
Wasza (nie) perfekcyjna :*

poniedziałek, 20 października 2014

A gdyby tak bez tytułu...?

Gdzieś hen na krańcu świata tego, 
jest miejsce do którego wracać chcę, 
miejsce, gdzie nie grozi mi nic złego, 
gdzie ukojenie duszy mej.
Tam, gdzie jesień znów dobrnęła, 
tocząc blasku swego czar
gdzie me serce pozostało... 
Chcę dziękować za ten dar:
Dzięki Mamo, Tato dzięki-
za prawdziwy azyl mój, 
pięknem swym urzekający
i za pracy Waszej znój......  *






*Ręki sobie uciąć nie dam zważywszy na postępującą sklerozę, ale jest to fragment jakiejś mojej pracy konkursowej lat szkolnych.... Zwał jak zwał- oddaje moje uczucia :)

Zeszłotygodniowe zdjęcia z maleńkiego, cudownego zakątka jakim poprzez lata pracy, poświęcenia i "dopieszczania" stała się działka moich Rodziców.

Pozdrawiam Was serdecznie-
Wasza (nie)perfekcyjna...... :*

poniedziałek, 13 października 2014

Tortowy smak upływającego czasu i konfrontacja literatury.....

....czyli mini- impreza urodzinowa i porównanie książek o zdawałoby się tej samej tematyce.

Niezły misz-masz, ale ja tak czasem mam. Co w mojej głowie to na blogu, a że w głowie zdarza się dość wybuchowa mieszanka... :)

Wraz z dniem 11. października Syn mój Pierworodny skończył lat siedem. Wiek nader poważny, toteż impreza bez nadmiaru kolorowych pierdółek, dziesiątków balonów (kilka dla rodzinnych Beniaminków się znalazło) i dziecinnych zabaw. Jest to przytoczona opinia i wola Solenizanta :)
Liczba gości ograniczona do najbliższej rodziny więc i nie napracowałam się wielce, w miarę szybko uporałam się z zaplanowanym i w sobotni wieczór nad "garem" prawie skończonej sałatki dopadła mnie refleksja... Młoda jestem... i tak cholernie stara!!! Młoda, bo dopiero w przyszłym roku stuknie mi ćwierćwiecze żywota mego, a stara, bo......no nie wiem. Może to za sprawą "dorastania" moich pociech, może dawnych nauczycieli witających mnie jako macierz z trójki klasowej w szkole słowami "O matko! to już pierwsza klasa??!!", może fakt ilu moich bliskich już odeszło, ile przyjaźni i znajomości przewinęło się przez moje życie i moje serce, ile udało sie nam wspólnie osiągnąć a ile spartaczyć... Nie wiem, poczułam się przez chwilę jakbym miała sobie swój wiek podwójnie policzyć, absurdalne wprost uczucie ;) Ale uświadomiło mi, że trzeba ten swój wózek pchać do przodu, że funkcjonując nadal z taką intensywnością zdarzeń i przeżyć za kolejne kilka czy naście lat bogatsza będę w spory bagaż doświadczeń, oby tylko pozytywnych :)....A potem ocknęłam się z letargu i pobiegłam szukać świeczki "siódemki". Zakupionej ongiś i schowanej "tak, żeby nie zginęła" więc do znalezienia nie łatwej :) Ale znalazłam i w torcie zainstalowałam. A tort jeszcze bez świeczuszki prezentował się tak:

Motyw oczywiście ostatnimi czasy jednaki- morze, morze, morze....i piraci! I naprawdę ledwo udało mi się Dziecia nakłonić by nie była to piracka bandera z pokaźnych rozmiarów trupią czachą (by nie ryzykować "babcinego" zawału:)), tylko mapa skarbów, a raczej coś, co mapę przypomina. Zdolności moje są jednak ograniczone więc wyszło jak wyszło, ale nawet smakowało :)

Zadowoleni Goście rozeszli, a właściwie rozjechali się do swych domostw.
I znów przy sprzątaniu pozwoliłam myślom płynąć a one podryfowały w czasie dość daleko, bo do czasów okupacji sowieckiej w Polsce.. (uprzedzałam, że misz-masz ;))
Wszystko to za sprawą przeczytanych w ostatnim tygodniu książek, które to skonfrontować musiałam z pierwszą pozycją literacką w moim życiu o tej tematyce.
W ręce wpadły mi ostatnio "Inny świat" Herlinga- Grudzińskiego znany mi jeszcze z przygotowań do matury i "Imperium" Kapuścińskiego. Obie książki oscylują wokół sowieckich wywózek, łagrów i wszelakiego ludzkiego nieszczęścia. Treści przybliżać nie będę, bo nie w tym sęk (odsyłam do bibliotek, antykwariatów czy księgarni) zaznaczę tylko jasno, że tak jak większość wspomnień Sybiraków, Zesłańców i Więźniów polskich przesycona jest bólem, cierpieniem i niedolą, głodem, skrajnym ubóstwem, pracą ponad siły i wyjątkowym okrucieństwem Okupanta, co przekłada się na ogromną nienawiść względem niego. I chociaż tragiczne, to jednak wydaje nam się całkiem naturalne- bo taką prawdę o II Wojnie Światowej znamy.
Ja jako dziecko poznałam co innego.
Mając lat kilka lub prawie kilkanaście, jako niereformowalny mól książkowy niejednokrotnie przeglądałam babciną biblioteczkę, ustawicznie domagając się pozwolenia na czytanie treści wszelakich- często stanowczo nie dla dzieci.
Pewnego razu nie upomniałam się o zgodę- na pierwszej stronie starej, podniszczonej nieco książki z datą wydania 1958 bodajże, wyraźnie było napisane: dla dzieci od lat 9. Hurra!! i nos w lekturę.
Janina Broniewska "Siostrzeńcy Ciotki Agaty". I tu już nieco o treści napomknąć muszę, bo nie znam wielu, którzy spotkaliby tę powiastkę na swej czytelniczej drodze.
Tytułowa Ciotka bierze pod swe skrzydła dziesięcioletniego Jasia, któremu matkę faszyści na ich oczach zamordowali i udają się z resztą polskich "uchodźców", pociągiem wgłąb Rosji Radzieckiej, do kołchozu. Już w trakcie podróży Sowieci- "pomocny naród" opiewają superlatywy, a to gorąca kąpiel, a to ciepla strawa.... Po dotarciu na miejsce jest jeszcze wspanialej, łaźnie parowe, paczki papierosów, wiadra świeżego mleka, nowa odzież i bielizna. Pyszne, sycące jedzenie w stołówce, schludne mieszkanie u przydzielonej staruszki, gdzie dwie izby i ganeczek zajmują tylko trzy osoby.
Uczciwa praca w kołchozowym ogrodzie, całkiem nieźle płatna i z gratisami w postaci kozy czy gęsi, nieograniczona swoboda poruszania się, wieczory z włóczkowymi robótkami przy gorącym piecu.... Pamiętajmy- tu mowa o polskich zesłańcach!
Wniosków na powyższy temat wyciągać nie będę, bo nie mam ku temu kompetencji. Powiem tak- gdy w czasie nauki historii poniekąd zmuszona byłam zetknąć się z PRAWDĄ- płakałam. Płakałam trochę nad realnymi losami wysiedleńców, a trochę nad własną naiwnością....
No, może jeden malusieńki wnioseczek, niekoniecznie w odniesieniu do literatury tak w temacie zupełnie ogólnym- dzieci nie należy okłamywać (uwaga nawet z bocianem ;)), dzieci mają baaardzo dobrą pamięć!!!
Jakoś smutnawo się zrobiło...

Na pocieszenie więc...


...trochę kolorów....



....jesiennych skarbów.....


...i moje zeszłotygodniowe Słodziaki :)


Pozdrawiam Wszystkich serdecznie
Wasza (nie)perfekcyjna :*



Translate