Dzisiaj przydługawo nieco, ale jak obiecałam- ciąg dalszy bajeczki.
Zanim jednak oddacie się lekturze- chciałam zaprezentować popełniony
przez nas lampion. Jestem przeciwnikiem halloween (może kwestia wiary, a
może tradycjonalizmu i patriotyzmu), ale nie mogłam oprzeć się
magicznej poświacie pełnej rozproszonego blasku, która okala dyniowe
lampiony. Zrobiliśmy więc własny, taki w wersji "fragile" bez szczerzących zęby, powykrzywianych maszkar wyciętych w dyni. Nasz jest
kwiatowy i subtelny, wkomponował się świetnie w otaczające nas jesienne
klimaty :)
I, by nie przedłużać- obiecane CD....................... part 1
TU
-
Panie Andrzeju, panie Andrzeju kochany! Musi mi pan pomóc!- z trudem
opadł na ławę pod ścianą - moja krowa zaraz wyda swoje młode na świat,
ale coś jest nie tak. To jej pierwsze cielątko i boję się, że to się
może skończyć niedobrze.
Pan Andrzej popatrzył na swoją niedokończoną pracę, potem na sąsiada i zapytał:
- Czy nie ma nikogo innego, kto mógłby....?
- Nie sąsiedzie drogi!- przewał mu przybysz- stary Michał zachorował, a do innych tak daleko!
-
W takim razie idę- odparł stolarz rzucając ostatnie rozżalone
spojrzenie na deski mające się stać podarkiem dla synka. Zgasił lampę i
wyszedł.- Zobaczę tylko, czy Piotruś śpi i biegnę, proszę iść przodem.
Chłopiec smacznie spał, a jego Tata był już w drodze, gdy w pracowni zaczęły dziać się dziwne rzeczy.
Coś
jakby podmuch wiatru przeleciało przez warsztat, czyjeś tchnienie, ruch
ręki... W powietrzu dał się słyszeć łagodny śmiech, łuna migających
blasków rozjaśniła pomieszczenie. Ktoś bardzo wrażliwy będący w środku
mógłby może przez ułamek sekundy dostrzec skinienie delikatnej kobiecej
dłoni nad stołem, mgnienie pięknych oczu Pani Andrzejowej- Matki
Piotrusia. Nagle jednak wszystko się uspokoiło i zapadła cisza....
Ale czy na pewno?
Na warsztacie stolarza powoli czynił się ruch i dały się słyszeć szmery wśród jego wiernych pomocników.
- A...psik!- rozległo się potężne kichnięcie- a...psik! A...psik!!!
- Na zdrowie Hebelku!- odpowiedział ze śmiechem Młotek.
- Taaa... Na zdrowie. Łatwo ci mówić- burczał Hebel- wszędzie mam wióry i drzazgi!
-
Nie przesadzaj- odparło Dłuto prostując trzonek po nieruchomym leżeniu w
pudełku- jaka praca jest, to jest-ważne ze ją mamy- podskoczyło do
kawałka nie do końca wyheblowanej deski- ależ mnie dziś Pan Andrzej
przytępił, no...
- Ty przynajmniej nie zacząłeś rdzewieć- rzekła
Piła zeskakując z haczyka, na którym wisiala- czasy nadchodzą ciężkie.
Już dawno nie byłam naprawdę potrzebna.
- To masz okazję się
wykazać- powiedział Młotek zerkając w stronę Gwoździ. - Hej chłopaki!-
krzyknął- ruszcie się, mamy tu chyba zadanie do wykonania!- I zaczął
przywoływać pozostałe narzędzia.
Piła przyjrzała się krytycznie
kawałkom drewna bezładnie rozrzuconym na stole- No i co my tu mamy.....
Początki krzesła? Szafki? Może łóżka? I to ma wystarczyć?
- O czym ty mówisz? - zapytał Hebel nadal plując wiórami- Nie słyszałaś, ze to ma być prezent dla Piotrusia?
- Ale jaki? No, jaki powiedzcie?! Półka? Domek? Może huśtawka? - wrzeszczały Gwoździe tocząc się w stronę innych.
- A skąd my to niby mamy wiedzieć- odparło zdziwione Dłuto- tego to Pan Andrzej nie mówił.
- Co tu dużo gadać- obruszyła się zawsze energiczna Piła- bierzmy się do roboty i zobaczymy co nam wyjdzie!
- No, ale faktycznie, trochę tego mało- zwątpił Hebel.
-
Nie narzekaj, tylko przejedź się po tej desce, tu jest nie równo-
zakomenderował Młotek- o tak, teraz jeszcze tu.... i tamten kawałek....
świetnie!
I w warsztacie rozpoczęła się gorączkowa krzątanina. Piła wszystkich poganiała ostrząc swoje zęby, Młotek stukał i pukał, a Gwoździe popiskiwały pod jego uderzeniami. Dłutko równiutko wycinało bajkowe wprost wzory, a Hebel... Cóż, ten po skończonym przez siebie wyrównywaniu powierzchni mógł do woli kichać, pluć i parskać resztkami trocin....
Daleko w głębi lasu, w ciepłej, pachnącej bydłem stajni Pan Andrzej okrywał słomą nowonarodzone cielątko, któremu tak trudno było przyjść na świat. Chociaż cieszył się, że mógł pomóc bliźniemu w potrzebie, ze smutkiem myślał o zbliżającym się nieubłaganie świcie i urodzinach Syna. Jego prezent wciąż przecież leżał w częściach na warsztacie, a w dodatku do domu czekała go daleka droga. Westchnął ciężko i zaczął żegnać się z sąsiadem...
Tymczasem narzędzia otoczyły kołem efekt swej pracy i patrzyły nań uważnie.
- Hmm..- zamyśliła się Piła- czegoś tu jeszcze brakuje..
- Trochę zbyt blady, nie uważacie?- zastanowił się Hebel.
Młotek na te słowa podskoczył do kąta pracowni i zastukał w wieko metalowej skrzyni.
- Hej, jest tam kto? Potrzebujemy waszej pomocy - zwrócił się do puszek z kolorowymi Farbami.
- I wy też będziecie potrzebne - zawołało Dłuto do leżących w szufladzie Pędzli.
Pracowali dalej w skupieniu aż uznali swoje dzieło za skończone. W tym właśnie momencie skrzypnęły drzwi wejściowe do domu.
Zmęczony Pan Andrzej wszedł i rozejrzał się po kuchni. Nalał bardzo już wygłodniałemu kotu mleka i zagotował wodę...
- Zimną mamy noc, Łatku- pogłaskał kota - szybko zagrzeję sie herbatą i muszę skończyć prezent dla Piotrusia- powiedział siadając z kubkiem przy stole- tylko czy zdążę?
Dopiwszy napój rozparł się wygodnie na krześle i przymknął oczy, jak mu się zdawało- na sekundę...
Kiedy je znów otworzył był ranek, piękny choć chłodny, ptaki wyśpiewywały swoje trele za oknem a do kuchni wpadła mała bosonoga postać z oczami pełnymi nadziei.
- Tato, Tatusiu, dziś są moje urodziny, pamiętasz?- skakał dookoła stołu tuląc misia.
- Pamiętam synku- cicho odrzekł Ojciec.
- Tatusiu, a czy ja dostanę jakiś prezent tak jak inni chłopcy ze szkoły?
Tata westchnął głęboko.
- Piotrusiu, muszę ci coś powiedzieć.... zaczął kierując się w stronę warsztatu - wczoraj chciałem zrobić dla ciebie prezent, ale przyszedł sąsiad prosić mnie o pomoc i musiałem...... Ojciec chłopca otworzył drzwi, ale nie dokończył wyjaśnień. W pracowni bowiem, na stole, wśród resztek drewna i równiutko poukładanych narzędzi stał koń na biegunach. Piękny, mieniący się różnymi kolorami; czerwona grzywa błyszczała w świetle dnia, a domalowane niebieską farbą siodło aż raziło oczy swą barwą.
- Tato?!!!- chłopiec rzucił się ojcu na szyję- to najwspanialszy prezent w całym moim życiu!- krzyczał Piotrek- Hurra! Jestem taki szczęśliwy, dziękuję! Szkoda, że Mama go nie widzi- dodał mocno ściskając Tatusia.
- Synku, ja... zabrakło mu słów, więc tylko przytulił chłopczyka, a kiedy ponad jego ramieniem spojrzał na cudną zabawkę, przed oczami stanęła mu twarz ukochanej żony z uśmiechem przykładającej palec do ust..
- Cśśśś...- zdawała się mówić- to tajemnica.
Wtedy stolarz zrozumiał:
- Wiesz Synku, Mama chyba wie, że go dostałeś. I masz rację, to naprawdę udany prezent, wspaniały KONIK NA BIEGUNACH!
KONIEC
Autor: (nie)perfekcyjna Aalex ;)
Dziękuję wszystkim Czytelnikom za cierpliwość i wytrwałość w dotarciu do końca.
Kochani, czytajmy naszym Dzieciom. Dwadzieścia minut dziennie. Codziennie. Albo i duuuużo dłużej! :)
Pozdrawiam serdecznie,
Wasza (nie)perfekcyjna :*