sobota, 13 września 2014

Opowiem Ci bajkę...part 2, part 3.......i dynia :)

Dzisiaj przydługawo nieco, ale jak obiecałam- ciąg dalszy bajeczki. Zanim jednak oddacie się lekturze- chciałam zaprezentować popełniony przez nas lampion. Jestem przeciwnikiem halloween (może kwestia wiary, a może tradycjonalizmu i patriotyzmu), ale nie mogłam oprzeć się magicznej poświacie pełnej rozproszonego blasku, która okala dyniowe lampiony. Zrobiliśmy więc własny, taki w wersji "fragile" bez szczerzących zęby, powykrzywianych maszkar wyciętych w dyni. Nasz jest kwiatowy i subtelny, wkomponował się świetnie w otaczające nas jesienne klimaty :)


I, by nie przedłużać- obiecane CD.......................     part 1   TU

- Panie Andrzeju, panie Andrzeju kochany! Musi mi pan pomóc!- z trudem opadł na ławę pod ścianą - moja krowa zaraz wyda swoje młode na świat, ale coś jest nie tak. To jej pierwsze cielątko i boję się, że to się może skończyć niedobrze.
Pan Andrzej popatrzył na swoją niedokończoną pracę, potem na sąsiada i zapytał:
- Czy nie ma nikogo innego, kto mógłby....?
- Nie sąsiedzie drogi!- przewał mu przybysz- stary Michał zachorował, a do innych tak daleko!
- W takim razie idę- odparł stolarz rzucając ostatnie rozżalone spojrzenie na deski mające się stać podarkiem dla synka. Zgasił lampę i wyszedł.- Zobaczę tylko, czy Piotruś śpi i biegnę, proszę iść przodem.
Chłopiec smacznie spał, a jego Tata był już w drodze, gdy w pracowni zaczęły dziać się dziwne rzeczy.
Coś jakby podmuch wiatru przeleciało przez warsztat, czyjeś tchnienie, ruch ręki... W powietrzu dał się słyszeć łagodny śmiech, łuna migających blasków rozjaśniła pomieszczenie. Ktoś bardzo wrażliwy będący w środku mógłby może przez ułamek sekundy dostrzec skinienie delikatnej kobiecej dłoni nad stołem, mgnienie pięknych oczu Pani Andrzejowej- Matki Piotrusia. Nagle jednak wszystko się uspokoiło i zapadła cisza....
Ale czy na pewno?
Na warsztacie stolarza powoli czynił się ruch i dały się słyszeć szmery wśród jego wiernych pomocników.
- A...psik!- rozległo się potężne kichnięcie- a...psik! A...psik!!!
- Na zdrowie Hebelku!- odpowiedział ze śmiechem Młotek.
- Taaa... Na zdrowie. Łatwo ci mówić- burczał Hebel- wszędzie mam wióry i drzazgi!
- Nie przesadzaj- odparło Dłuto prostując trzonek po nieruchomym leżeniu w pudełku- jaka praca jest, to jest-ważne ze ją mamy- podskoczyło do kawałka nie do końca wyheblowanej deski- ależ mnie dziś Pan Andrzej przytępił, no...
- Ty przynajmniej nie zacząłeś rdzewieć- rzekła Piła zeskakując z haczyka, na którym wisiala- czasy nadchodzą ciężkie. Już dawno nie byłam naprawdę potrzebna.
- To masz okazję się wykazać- powiedział Młotek zerkając w stronę Gwoździ. - Hej chłopaki!- krzyknął- ruszcie się, mamy tu chyba zadanie do wykonania!- I zaczął przywoływać pozostałe narzędzia.
Piła przyjrzała się krytycznie kawałkom drewna bezładnie rozrzuconym na stole- No i co my tu mamy..... Początki krzesła? Szafki? Może łóżka? I to ma wystarczyć?
- O czym ty mówisz? - zapytał Hebel nadal plując wiórami- Nie słyszałaś, ze to ma być prezent dla Piotrusia?
- Ale jaki? No, jaki powiedzcie?! Półka? Domek? Może huśtawka? - wrzeszczały Gwoździe tocząc się w stronę innych.
- A skąd my to niby mamy wiedzieć- odparło zdziwione Dłuto- tego to Pan Andrzej nie mówił.
- Co tu dużo gadać- obruszyła się zawsze energiczna Piła- bierzmy się do roboty i zobaczymy co nam wyjdzie!
- No, ale faktycznie, trochę tego mało- zwątpił Hebel.
- Nie narzekaj, tylko przejedź się po tej desce, tu jest nie równo- zakomenderował Młotek- o tak, teraz jeszcze tu.... i tamten kawałek.... świetnie!
I w warsztacie rozpoczęła się gorączkowa krzątanina. Piła wszystkich poganiała ostrząc swoje zęby, Młotek stukał i pukał, a Gwoździe popiskiwały pod jego  uderzeniami. Dłutko równiutko wycinało bajkowe wprost wzory, a Hebel... Cóż, ten po skończonym przez siebie wyrównywaniu powierzchni mógł do woli kichać, pluć i parskać resztkami trocin....
Daleko w głębi lasu, w ciepłej, pachnącej bydłem stajni Pan Andrzej okrywał słomą nowonarodzone cielątko, któremu tak trudno było przyjść na świat. Chociaż cieszył się, że mógł pomóc bliźniemu w potrzebie, ze smutkiem myślał o zbliżającym się nieubłaganie świcie i urodzinach Syna. Jego prezent wciąż przecież leżał w częściach na warsztacie, a w dodatku do domu czekała go daleka droga. Westchnął ciężko i zaczął żegnać się z sąsiadem...
Tymczasem narzędzia otoczyły kołem efekt swej pracy i patrzyły nań uważnie.
- Hmm..- zamyśliła się Piła- czegoś tu jeszcze brakuje..
- Trochę zbyt blady, nie uważacie?- zastanowił się Hebel.
Młotek na te słowa podskoczył do kąta pracowni i zastukał w wieko metalowej skrzyni.
- Hej, jest tam kto? Potrzebujemy waszej pomocy - zwrócił się do puszek z kolorowymi Farbami.
- I wy też będziecie potrzebne - zawołało Dłuto do leżących w szufladzie Pędzli.
Pracowali dalej w skupieniu aż uznali swoje dzieło za skończone. W tym właśnie momencie skrzypnęły drzwi wejściowe do domu.
Zmęczony Pan Andrzej wszedł i rozejrzał się po kuchni. Nalał bardzo już wygłodniałemu kotu mleka i zagotował wodę...
- Zimną mamy noc, Łatku- pogłaskał kota - szybko zagrzeję sie herbatą i muszę skończyć prezent dla Piotrusia- powiedział siadając z kubkiem przy stole- tylko czy zdążę?
Dopiwszy napój rozparł się wygodnie na krześle i przymknął oczy, jak mu się zdawało- na sekundę...
Kiedy je znów otworzył był ranek, piękny choć chłodny, ptaki wyśpiewywały swoje trele za oknem a do kuchni wpadła mała bosonoga postać z oczami pełnymi nadziei.
- Tato, Tatusiu, dziś są moje urodziny, pamiętasz?- skakał dookoła stołu tuląc misia.
- Pamiętam synku- cicho odrzekł Ojciec.
- Tatusiu, a czy ja dostanę jakiś prezent tak jak inni chłopcy ze szkoły?
Tata westchnął głęboko.
- Piotrusiu, muszę ci coś powiedzieć.... zaczął kierując się w stronę warsztatu - wczoraj chciałem zrobić dla ciebie prezent, ale przyszedł sąsiad prosić mnie o pomoc i musiałem...... Ojciec chłopca otworzył drzwi, ale nie dokończył wyjaśnień. W pracowni bowiem, na stole, wśród resztek drewna i równiutko poukładanych narzędzi stał koń na biegunach. Piękny, mieniący się różnymi kolorami; czerwona grzywa błyszczała w świetle dnia, a domalowane niebieską farbą siodło aż raziło oczy swą barwą.
- Tato?!!!- chłopiec rzucił się ojcu na szyję- to najwspanialszy prezent w całym moim życiu!- krzyczał Piotrek- Hurra! Jestem taki szczęśliwy, dziękuję! Szkoda, że Mama go nie widzi- dodał mocno ściskając Tatusia.
- Synku, ja... zabrakło mu słów, więc tylko przytulił chłopczyka, a kiedy ponad jego ramieniem spojrzał na cudną zabawkę, przed oczami stanęła mu twarz ukochanej żony z uśmiechem przykładającej palec do ust..
- Cśśśś...- zdawała się mówić- to tajemnica.
Wtedy stolarz zrozumiał:
- Wiesz Synku, Mama chyba wie, że go dostałeś. I masz rację, to naprawdę udany prezent, wspaniały KONIK NA BIEGUNACH!

KONIEC

Autor: (nie)perfekcyjna Aalex ;)


Dziękuję wszystkim Czytelnikom za cierpliwość i wytrwałość w dotarciu do końca.
Kochani, czytajmy naszym Dzieciom. Dwadzieścia minut dziennie. Codziennie. Albo i duuuużo dłużej! :)
Pozdrawiam serdecznie,
Wasza (nie)perfekcyjna  :*

11 komentarzy:

  1. Ładnie to wymysliłaś Aalex! Matka Piotrusia jak dobra wróżka dla Kopciuszka a pracowite, ożywione narzędzia stolarskie jak krasnoludki. Dobro ponad wszystko i nagroda za nie. Pomoc sąsiadowi. Duch opiekuńczy w tle i wreszcie uwieńczenie - radośc i szczęście ojca i malca.
    Bardzo mi się podobała Twoja bajka! :-))
    I dynia też! Ciekawam jak wycinaliście w niej te kwiatowe wzrorki? A moze to magia...?:-))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie nie, to zsługa mężowej wiertarki ;) Co do opowiadania, trochę taki misz masz wątków znanych bajek, ale cóż...dopiero teraz to widzę. pozdrawiam:)

      Usuń
    2. Mój komentarz nie jest złosliwą krytyką Aalex. Nic zgryxliwego nie miałam na mysli. Przepraszam, jesli tak to odebrałaś. Wiekszosc bajek wywodzi sie z wspólnego rdzenia, kanonu. To samo jest z powieściami fantasy. I nie ma w tym nic złego kochana!;-))

      Usuń
    3. Jeśli nawet odebrałam Twój komentarz jako delikatną krytykę, to na pewno nie złośliwą, raczej pozytywną, konstruktywną i bardzo potrzebną. Nie sztuka bowiem opiewać czegoś w przymilne epitety, jeśli ewidentnie widać niewielkie błędy ;) Dziękuję serdecznie za szczerą opinię i bardzo miłe słowa. Wszystkie Twoje komentarze czytam z wielką przyjemnością, bo wnoszą coś nowego, mądrego i ciekawego w mój blogowy świat! pozdrawiam serdecznie :)

      Usuń
  2. bardzo ładny tekst, naprawdę sama to napisałaś? jak rasowy pisarz to zrobiłaś, sam noszę się z zamiarem pisania opowiadania ale chyba talentu i brak. Tobie gratuluję

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ano sama, jakoś tak wyszło... Trochę dla dzieciaków, trochę z nadmiaru czasu wolnego na szpitalnym łóżku... "Połknęliśmy z Synem już masę książek i chyba nagromadzone przez to w mojej głowie pomysły i myśli musiały znaleźć ujście. Pozdrawiam gorąco i pięknie dziękuję za tak miłe słowa... Zapraszam znów, może kiedyś znów uda mi się coś "stworzyć" :)

      Usuń
    2. no myślę, że jak będziesz dodawała nowe wpisy to będę zaglądał z przyjemnością

      Usuń
  3. onet organizował cykliczną imprezę "blogerzy piszą bajki" wyniku której powstaje książka dla dzieci, jeśli będzie w tym roku, koniecznie się zgłoś, Twoja bajka warta jest wydania

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za podpowiedź, może nie zabraknie mi odwagi, by swoją "twórczością" podzielić się z innymi, bo przecież poniekąd już to zrobiłam :) pozdrawiam serdecznie

      Usuń
  4. Piękna baśń, mimo mojego wieku, bardzo mnie wzruszyła. Pisz dużo, bo bardzo fajnie to robisz! A dynia jako lampion jest super!
    A dzieciom warto czytać, inwestycja w dzieci jest najlepszą z możliwych!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W pełni się zgadzam, czytając poświęcamy im właściwie tylko ułamek naszego codziennego czasu a jaki z tego efekt! Nie wspominając o przyjemności ;) pozdrawiam serdecznie

      Usuń

Translate