piątek, 22 sierpnia 2014

Prawie jak Elza z afrykańskiego buszu......

.....czyli Sasha z małopolskiego ogródka:)


Historia jakich wiele, z nutką smutku i happy endem, banalna ale mnie chwyciła za serce do tego stopnia by nagiąć swe zasady.

Czas wakacji jest czasem relaksu, odpoczynku, urlopów, wycieczek i wyjazdów. Czasem radości. Robimy wiele, by być z rodziną, by wspólnie się sobą cieszyć, by dawać uśmiech naszym dzieciom. A co ze zwierzętami? Czy aby na pewno zapewniamy im opiekę podczas naszej nieobecności? A może to zbyt wiele zachodu? No bo która sąsiadka, szwagier czy kolega zgodziłby się ganiać z pieskiem na spacery, czy sprzątać kocią kuwetę? Myślę, że jakaś dobra dusza i pomocna dłoń by się znalazła.
Wiem jednak, iż jest też pewien człowiek, właściciel samochodu o żelazkowatym kształcie (bo marki i koloru w ciemnościach nie sposób rozeznać), który wolał oszczędzić sobie kłopotu.
Pewnego dnia późnym wieczorem, dodajmy że chłodnym i dżdżystym, wpakował małe kocię (podejrzewam, że domowe bo po pokonaniu pierwszego szoku zaczęło się garnąć do ludzi) do owego auta, wybrał się na przejażdżkę po naszej okolicy a że w promieniu kilkuset metrów ciemno choć oko wykol bo latarni brak nie zawahał się wyrzucić go z jadącego pojazdu nieopodal naszej bramy. Na szczęście zwolnił i nie wpakował zwierzaka do worka jak niektórzy inteligenci czynią. Nie znam powodów tego zachowania, nie oceniam gościa- może gdzieś wyjeżdżał z rodziną, może kociąt było za dużo (wiadomo, sterylizacja kosztuje, a o koci przychówek na wsi nietrudno), może wśród bliskich wykryto alergię, lub jakaś przyszła mama bała się toksoplazmozy? Nie wiem, nie oceniam, rozszarpałabym. Ale teraz.... Panie (choć może Pani?) Byływłaścicielumojegokota, serdecznie Panu dziękuję. Bo kotka mogła skończyć w pobliskiej rzece. A teraz ma dom. I cieszę się, że nie Pański dom, bo skoro ją Pan wyrzucił to zwierząt chyba Pan nie lubi?



Teraz wychudzone, zabiedzone stworzenie otrzymało imię, ciepłe schronienie, pełną miskę i ogrom miłości, nie tylko dziecięcej :)
I nawet myszki zaczyna łapać! Całą posesję traktuje już jak swój rewir, choć jest z nami dopiero drugi tydzień. Sasha- nasza mała futrzana przyjaciółka :)



I jako że nawet Święty Franciszek nakazywał nam okazywanie naszym braciom mniejszym szacunku, nie krzywdźmy ich, one też czują cierpienie!



Głaszcząc miękkie futerko i słuchając wdzięcznego mruczenia pozdrawiam Was serdecznie, Kochani!
Wasza (nie) perfekcyjna :*

2 komentarze:

  1. Cudna Sasha:) Nasz Wojtuś też jest takim dzikim kotkiem, ale oczywiście już go oswoiliśmy. Jest cudowny, chociaż często broi i spać po nocach nie daje:) Ale jest słodziasny

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nasza kicia też potrafi doprowadzić do białej gorączki np. traktując ogrodowe mieczyki jak zabawki (większość połamana) ale to jeszcze beztroski wiek kociego dzieciństwa i myślę że z czasem trochę się ustatkuje. Jeśli nie to pół pensji w ogrodniczym będę musiała zostawić odkupując Babci kwiaty :) Pozdrawiam

      Usuń

Translate