środa, 13 sierpnia 2014

I tak się kończą moje porządki...

O nie! Dosyć tego, powiedziałam sobie i Młodemu (Toniemu właściwie też, tyle że On z tego i tak niewiele zrozumiał). Nosiło mnie już kilka dni, więc zarządziłam generalne porządki. To składamy, to odkładamy na miejsce, tego lokalizację zmieniamy, to oddajemy potrzebującym, to wyrzucamy......I tym sposobem sporo rzeczy poleciało w kosz, a raczej kosze(chronimy środowisko i segregujemy, a co :)). Sporo tego się uzbierało, ale zdębiałam zobaczywszy trzy zagubione, wychudzone lekko spłowiale balony z urodzinowej-roczkowej imprezy Tosia.. Matko z córką, toż to dwa miesiące temu było, wstyd normalnie!
Już robię krok w stronę kosza, juz zamach biorę tymi balonami, aż słyszę: "Mamo..? a musimy je wyrzucać? a może się jeszcze przydadzą? a mówiłaś żeby pomyśleć jak się coś wyrzuca bo się nam już nie trafi? a może byś tak coś z nimi zrobiła, dasz radę??"
Myślę sobie, cholewcia- przydasiów nie znoszę, (swoją drogą pomyślicie- supermatka jak to dziecko pięknie oszczędzać nauczyła.. nie nie nie, nic z tych rzeczy, po prostu mój Syn dziedziczy po mnie gen odpowiedzialny za chomikowanie, który ja u siebie z mocą tępię, a On u siebie skrzętnie pielęgnuje, poza tym oboje balony kochają)ale skoro już mi latorośl na ambicje wchodzi... Kocham to "Ty potrafisz przesz, Mamuś!"
Pomyślelim, pogdybalim, pozerkalim w szafki..... i się zrobiło. Cuś. Takie dziwne cuś. Właściwie nie wiem jak to nazwać? Pamiętam to z czasów dzieciństwa, GNIOTKI się to zwało, ale że cena nieadekwatna do jakości w posiadanie owego czegoś nie weszłam:(. No trudno teraz nadrabiamy ;) Ale może po kolei:





Balony. Sztuk trzy. Jak widać stan daleki od doskonałości...




Oprócz tego potrzebne mi były: mąka ziemniaczana, dwustronna taśma klejąca, kłębek splątanego wcześniej przez dzieciaki sznurka, "rozbiegane" oczka, trochę mocnej nitki, róż do policzków w intensywnym odcieniu, coś czerwonego do pisania (teraz już wiem, że długopis, choć żelowy idealny do rysowania na gumie czy lateksie nie jest, lepszy byłby niezmywalny mazak lub cienki marker) i nożyczki. Polecam też zaopatrzyć się w lejek bądź rożek z papieru by ułatwić sobie umieszczenie skrobi w baloniku.




Obcinamy "góry" balonów,



Pomagając sobie łyżeczką, lejkiem czy papierowym rożkiem wsypujemy do balonika jak najwięcej mąki ziemniaczanej co jakiś czas ją w nim ubijając (chociażby paluchem:).




Zawiązujemy "miejsce wsypu" nicią lub robimy supeł na balonie jeśli mamy na tyle miejsca i zgrabne palce ;)




Do tak przygotowanego korpusu za pomocą dwustronnej taśmy doklejamy oczy i robimy "wicherek" z włóczki, który imitował będzie włosy,




Doczepiamy fryzurkę,




Rysujemy mazakiem uśmiech i na lekko zwilżonej powierzchni "policzków" tworzymy różem rumieńce,




I gotowe!!! :)



Banalne? Wiem, ale dzieciaki ucieszone, że hej. I już można było dowolnie międlić, ściskać i zgniatać (rzucania nie polecam- może się okazać że mamy oprószony "śnieżkiem" dywan w sierpniu ;)) Fakt faktem, że wspólne majsterkowanie szybko im się znudziło i zaczęli domagać się bardziej aktywnych rozrywek, więc pozostałe dwa GNIOTKI dokończę.....kiedyś. ;)


Pozdrawiam serdecznie, 
Wasza (nie)perfrkcyjna :*



6 komentarzy:

  1. Śmieszne, ciekawy pomysł.

    OdpowiedzUsuń
  2. fajne gniotki, faktycznie kiedyś coś takiego było:) A jak oczka - żyją jeszcze? Ja bym chyba użyła mocnego kleju zamiast taśmy dwustronnej, co myslisz?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pomysł z klejem niezły, nie wiedziałabym jednak jakiego użyć, bo kleje cyjanopanowe jak np. Kropelka raz że tworzą warstwę na obrzeżach której łatwo mogłoby dojść do uszkodzenia a dwa chyba mogą po jakimś czasie "przepalić" gumę. Oczka żyją w przeciwieństwie do całego gniotka, bo tak jak podejrzewałam- rzucać się nim nie da, ale że ciężko to czternastomiesięcznemu rozrabiace wytłumaczyć, to padał dziś u nas śnieg :) Pozdrawiam!

      Usuń
  3. Pamiętam gniotki sprzed lat. Bawiłam sie nimi nawet chętniej niż moja córka.Ale w ogóle zabawki włąsnego wyrobu są najlepsze, bo wkłąda sie w nie serce i co wazniejsze - mozna je robić wraz z dziećmi, co samo w sobie jest już zabawą.
    My z córką np. uwielbiałyśmy wycinać postaci z kartonu a potem przy ich pomocy urzadzać sobie spektakle teatrzyku cieni.Nieraz tak się tym rozhulałyśmy, ze spać sie nie dało z nadmiaru emocji! Teraz córka już dorosła.Obu nam zostały miłe wspomnienia z tamtych czasów.
    Dobrze Aalex, że Twoje dzieciaki mają tak kreatywną, pełną pomysłow i energii mamę! Na pewno też kiedyś będą czasy dzieciństwa wspominac z rozrzewnieniem:-))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha ha ha, skąd ja znam te mini teatralne przedstawiania, w jesienne wieczory, w rodzinnym gronie..:) I bardzo chcę, aby to co mam swoim pociechom do zaofiarowania (choć naprawdę materialnie nie ma tego w nadmiarze), ich dzieciństwo, bedzię moim darem do którego chętnie wrócą myślami. Pozdrawiam:)

      Usuń

Translate