sobota, 16 sierpnia 2014

Jak dobrze wstać, skoro świt....





... i móc napawać oczy takim oto widokiem z okna!


 Chcąc nie chcąc nawet w wolnych dniach wstaję dość wcześnie, koło piątej. Tak mam ustawiony budzik, taki oryginalny budzik, który da się wyłączyć tylko butelką ciepłego mleczka i zmianą pieluszki ;)


To prawda, jak większość pracujących "wieloetatowo" mam jestem dość zabiegana, ale staram się czasem na chwilę zwolnić, przystanąć wręcz i spojrzeć na otaczający mnie świat. I zawsze wtedy znajdzie się coś miłego dla oka, pięknego, wzruszającego..
I nie ważne, czy będzie to uśmiech dziecka, promień słońca zabłąkany gdzieś pomiędzy firanką a podłogą, czy kocie harce na podwórku, czasem ta minuta zobojętnienia na wszystko inne, to co pilne, ważne i na wczoraj daje niewypowiedzianą satysfakcję z życia pomimo tak wielu przecież problemów i niedociągnięć codzienności. Często, choć wydawałoby się, że to jednak nieco zmarnowana minuta (bo dziecko uśmiecha się codziennie, tak jak i słońce świeci i kot głupawki dostaje), chwila ta daje mi niesamowitego kopa "na rozpęd" i dodaje taki ogrom energii na dalszą część dnia, że góry mogłabym przenosić.




Codzienny gość w naszym (właściwie NA naszym) domu. Żeby tylko nie chciał się za bardzo zadomowić, bo, chociaż kocham dzieci, moja dwójka na razie za całe przedszkole wystarcza :)





Uwielbiam cykliczność otaczającego nas świata, cykliczność pór roku ale także codziennych zajęć, cotygodniowych wspólnych wycieczek... Nie lubię za to całkowitej rutyny, toteż cieszą mnie wszelkie drobne zmiany nie tylko w ciągu dnia, bo przecież żadna czynność choć zawsze nazywa się tak samo np. szykowanie śniadania to tak samo nie wygląda bo menu inne, bo "zachciewajki" dzieciaków tak różne, ale też te zachodzące w przyrodzie i otoczeniu... I tak na powyższym zdjęciu widoczek sprzed miesiąca.......





...tutaj sprzed dwóch tygodni....




...a tu obecnie.


Widać już zbliżającą się (na razie małymi kroczkami) jesień, ale i to mnie cieszy. Natura obdarowuje nas swymi skarbami, wieczory stają się coraz dłuższe, wesoło trzaska ogień w półwiecznym kaflowym piecu, Supertata czyta dzieciom i układa z nimi bliżej niezidentyfikowane obiekty z klocków a ja tworzę i tworzę....
Znów będą świąteczne pierniki i dziergadełka, wianki i ikebany z "suszków", i duuuuużo czasu na życiowe refleksje z kubkiem kawy w dłoni..... Najlepszej kawy! Zrobionej z dodatkiem mężowego serca i miłości, bo nikt na świecie nie parzy lepszej!!

Pozdrawiam, Kochani i do napisania!
Wasza (nie)perfekcyjna :*

6 komentarzy:

  1. mam nadzieję, że bocianek nie zostawia białych śladów swojej bytności... Nasz wujek ma piękny widok na gniazdo bocianie, ale zaraz jego sąsiad ma caaałe podwórko w bocianich odchodach... :( Jedyny minus posiadania bocianów

    OdpowiedzUsuń
  2. O dziwo "nasze" bociany są dobrze wychowane i takich śladów po swych odwiedzinach nie zostawiają ;), pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Już za chwilę bociany odlecą, niestety...A jeśli wierzyć, że przynoszą szczęście domowi, na któym gniazdują, to tylko się cieszyć i wypatrywać go za rok. Widać, że twmu domowi szczęscia nie brakuje. Niech to trwa i trwa poprzez wszystkie pory roku. A jesienią kasztanowe ludziki i żołędzie, niech inspirują Was do zabawy!:-))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, na pewno będą inspirować, Dzieci będą miały masę frajdy, a mama rzuci się w wir wiankowania, bo cały ogrom letnio-jesiennych "przydasiów" już czeka na wykorzystania:) Pozdrawiam

      Usuń
  4. Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo! Swojsko, prosto i zwyczajnie i to kochamy :) Pozdrawiam :)

      Usuń

Translate