wtorek, 19 sierpnia 2014

Krótko, szybko i na temat.....gotowania!

Czyli o tym, co mali smakosze uwielbiają najbardziej!
Skarby moje ostatnio zrobiły się nico wybredne, więc zaserwowałam im dzisiaj ulubiony obiad z deserkiem. Wersja najbanalniejsza z możliwych, zupka i jarskie drugie danie, ale oni właśnie w tym się ostatnio lubują.



I ja przy tym też, bo obiad smaczny, szybki (max 25 min) i tani.

I danie POMIDOROWA
 * Wrzucam nóżki z kurczaka, pokrojoną włoszczyznę, pęczek zieleniny (u mnie koper, pietruszka, seler naciowy, por, trochę bazylii i niezastąpiona maggi czyli lubczyk), gotuję 10min z łyżeczką soli i szczyptą pieprzu, dodaję ryż i przecier pomidorowy. Kiedy ryż będzie prawie miękki (u nas musi być wręcz "ciapaty") zaprawiam zupkę; dwie łyżki mleka mieszam z łyżeczką śmietany i jogurtu naturalnego, dolewam, zagotowuję i już.

II danie MAKARON Z JABŁKAMI
*No, nie będę nikogo makaronu gotowania uczyć, a jabłka robię banalnie; dno garnka zalewam wodą, ścieram jabłka i duszę z łyżeczką masła i jakimś goździkiem, pod koniec dodaję łyżkę marmolady śliwkowej oraz trochę cukru i cynamonu.

Dzieciaki kochają budyń, więc dość często go serwuję, jako że łatwy w przygotowaniu i trudno go zepsuć (nawet mnie:)). Dzisiaj trochę inny, bo BUDYŃ PIERNICZKOWY. Przygotowanie najzwyklejszego budyniu śmietankowego bez cukru (choćby ze stonki, czy innego owadopodobnego marketu) jak na opakowaniu wzbogacam o zagotowanie mleka z łyżeczką cukru waniliowego, łyżką cukru białego i połową łyżeczki przyprawy do piernika, a podaję z malinowym niebem jak mówią moje dzieciaki. Do tego kompocik śliwkowy i mam chwilę na kawę bo jedno tornado relaksuje się przy poobiedniej bajeczce, a drugie słodko drzemie :)


A że gotuję przy użyciu cudownego, prawie półwiecznego kaflowego pieca, gdzie blacha obszerna i duuużo garów się zmieści, to zachciało mi się jeszcze poczynić małe zapasy na zimę.



Na pierwszy ogień poszły śliwki. W założeniu miały być renklody, ale że jakoś deficyt ich w tym roku to są inne. Zabijcie a nie powiem jakie. Bo nie wiem :) No, takie jak na zdjęciu, pyszne zn się:)
To co widać na zdj to marmolada i sokokompot, bo na sok za rzadkie, a na kompot zbyt treściwe.
MARMOLADA: Aby uzyskać jasno-bursztynowy kolor, dwa kg śliwek (waga całych owoców) dość grubo obieram i pestkuję, zalewam połową szklanki wody i gotuję pod przykryciem ok30 min, po tym czasie daję 2/3 kg cukru, zagotowuję, dodaję 1 op żel-fixu, konfiturexu itp i gorące nakładam do słoików. Nie wymagają już pasteryzacji. A odpadki? Jakie odpadki, przesz ja Matka Polka w dobie kryzysu gospodarczego jeZDem :)
KOMPOT: Obrane skórki i połowę pestek zalewam wodą aby je przykryć i gotuję też ok pół godz. Po tym czasie przecedzam, dodaję 1/3 kg cukru i gotuję jeszcze chwilę. Do butelek wlewam zimne, zakręcam i (najczęściej następnego dnia) pasteryzuję, bo niestety tego wymagają.




A oto i właśnie "Malinowe Niebo", nasz sposób na jesienną chandrę. Najprostszy chyba z możliwych "przetwór" zimowy. Biorę słoik (raczej nieduży, do 200ml) i napełniam go naprzemiennie malinami, cukrem, malinami (ubijam), cukrem i tak po wieczko, potem zakręcone słoiczki do wrzątku na 20 min i cudeńko owo wytrzymuje w spiżarni nawet dwa sezony (zn się wytrzymałoby, gdyby się nim moje dzieci tak czule nie opiekowały, z reguły muszę chować jakieś marne resztki na Boże Narodzenie:)



Uff.... aha, krótko. Zapomniałam, że ja tak nie umiem ;) . Proszę o wybaczenie i pozdrawiam Wszystkich serdecznie,
Wasza (nie)perfekcyjna :*

4 komentarze:

  1. ale Ci tej blachy zazdroszczę:)) talarki, prozoki, grzyby - tyle pyszności można zrobić bezpośrednio na blasze!

    OdpowiedzUsuń
  2. Dokładnie! I żadna, nawet najlepsza patelnia nie poradzi sobie z "Babcinymi" blinami, takimi właśnie prosto z blachy :) Pozdrawiam i zapraszam ponownie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. No, przepisik na "niebo" muszę koniecznie wykorzystać. Już i zapomniałam, że da się tak po prostu zrobić :) No i kompot z resztek... Mam, co prawda, kózki, co to nie gardzą takiego rodzaju żarciem, ale... No ale czemu cały czas kózki i kózki? A my to gorsi jesteśmy? :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojjj... Kózki, albo chociaż kózka to mi się marzy, ale na razie na tym muszę poprzestać, więc póki co staramy się minimalizować odrzut produktów spożywczych, żeby kot i kury z przejedzenia nam nie zeszły :) Pozdrawiam

      Usuń

Translate